EGZORCYZMOWANIE HARREGO
Antypotteria ośmiesza Kościół
Po co bronić Harrego? Książkowy bestseller i filmowy przebój obrony nie potrzebuje. Działa już mechanizm kuli śniegowej – wielka popularność nakręca popularność jeszcze większą. Bronię więc nie Harrego, ale Katolickiego Kościoła przed… jego obrońcami. Chciałbym bardzo, żeby jak najmniej dzieci znających Harrego, miało okazję po antypotterowskim kazaniu powtórzyć stwierdzenie pewnego sześciolatka: ksiądz dzisiaj głupio mówił".
Uzasadnione obawy
Można zrozumieć gwałtowne antypotterowskie reakcje osób, które zetknęły się bezpośrednio z magią i okultyzmem. Wszyscy mamy doświadczenie działania szatana. Jeśli ktoś w to wątpi, niech się zastanowi jak superinteligentnie działają w nim pokusy skłaniające do grzechu. Dużo bardziej przerażające jest doświadczenie niejako bezpośredniego spotkania ze Złym, np. przy egzorcyzmach, czy przez osobistą inicjację magiczną. To horror, który pozostawia niezatarte ślady. Nie można świadectw o nim zbywać pogardliwym wzruszeniem ramion. Z jakiego RACJONALNEGO źródła czerpiesz koteczku, swe przekonanie, że diabeł nie istnieje? Że nie widziałeś osobnika z rogami i ogonem? To kto tu jest ciemny? Poczytaj sobie, jeśli nie Biblię, to przynajmniej prof.Kołakowskiego. Zobacz, co laicki filozof pisze o duchowym i ponadludzkim charakterze zła.
Wskazana też jest czujność wobec spraw pozornie niewinnych, mogących wprowadzić człowieka w okultyzm. Próby ich ochrzczenia pseudonaukowymi określeniami – "nieznana energia", "aura", "paranormalne zjawiska" itp. nic nie wyjaśnia. Obecna wiedza naukowa jest na tyle potwierdzona, że nie można dopuścić pojawienia się jakiegoś elementu nie podlegającego znanym już prawom. Np. oddziaływania fizyczne maleją przynajmniej z kwadratem odległości. Czyli jeśli "coś" działa na 10 piętrze, to na parterze musiałoby mieć siłę wybuchu bomby. Te "nieznane" i niepodlegające prawom fizyki są bzdurą, albo… działa nie "coś" lecz "ktoś"- ponadmaterialna istota, która nie jest Bogiem. Ludzie którzy doświadczyli spotkania ze Złym są czujni, a czasem nawet przewrażliwieni, bo wiedzą, jak łatwo i niewinnie można wejść na drogę jak najdosłowniej prowadzącą do piekła. Podobnie zrozumiała jest gwałtowna reakcja byłego więźnia łagru, czy niemieckiego obozu, na wesołą komedię o wojnie. Jednak zrozumieć, nie oznacza przyznać racji. Komedia o wojnie może być zabawna, pod jednym warunkiem – że nie pokazuje prawdziwej wojny. Książka w której akcja jest osnuta magią i czarami też może być zabawna, pod warunkiem, że nie pokazuje prawdziwej magii.
W Potterze nie ma magii
Obraz czarnoksięstwa w "Harrym" to pomieszanie wątków, osób, galimatias elementów w części prawdziwych, lecz w większości – zupełnie zmyślonych. Niektórzy uznają to zresztą za słabość książki. Miotła traktowana i reklamowana jak nowy model samochodu, zestawy do jej konserwacji i tunningu, zniszczona różdżka czarnoksięska, która może jak stary ekspres do kawy, odpalić do tyłu – w posługującego się nią, kupowanie magicznych szat na podobieństwo szkolnego mundurka itd., itd. Zaklęcia są najczęściej żartobliwymi zbitkami słów łacińskich, imiona i nazwiska okazują się szaradami wskazującymi na językową erudycję autorki, nie zaś na erudycję okultystyczną. Do znudzenia powtarza się wiadomość, że alchemik Nicolas Flamel istniał naprawdę. Pan Twardowski też istniał i był alchemikiem, a nie spotkałem dziecka któremu zaszkodziłoby na duchu powtarzanie wyliczanki: "Pan Twardowski na kogucie w jednym kapciu, drugim bucie". Możemy recytować do znudzenia Wingardium Leviosa!, Lumos!, czy nawet Avada Kedavra! i jestem dziwnie przekonany, że ani piórko nie poleci do góry, ani nie oszczędzimy na oświetleniu mieszkania, ani nikogo nie zabijemy. Czary w Harrym Potterze są traktowane tak samo niepoważnie, jak technika w "Tytusie, Romku i A-Tomku", gdzie bohaterowie z łatwością konstruują pojazd latający z wanny lub żelazka. Są tylko sztafarzem, dekoracjami. Nawet w dalszych częściach, które są coraz poważniejsze, magia jest techniką, częścią tamtego świata. Gdyby rzecz się działa na Dzikim Zachodzie, taką samą funkcję spełniały by konie i rewolwery.
Potter – żartobliwa reklama prawdziwego okultyzmu?
W Harrym" nie ma prawdziwej magii, ale czy samo wprowadzanie niebezpiecznego tematu nie może zaszkodzić czytelnikowi? Jest teoretycznie możliwe, iż zawarta w "Potterze" zabawa z magią, może jakieś dziecko skłonić do zainteresowania się magią prawdziwą. Z pewnością, ale nie taka jest wymowa książki. Podobno po obejrzeniu filmu, który nie wiadomo dlaczego ma tytuł książki Sienkiewicza, jacyś chłopcy zaczęli próbować, czy da się kolegę nabić na pal. Trudno nie przyznać, że ani film, ani tym bardziej książka, do tego nie zachęca. Dzieci mogą wpaść na wiele pomysłów na podstawie najbardziej niewinnej książki. Jednak autorytetem, który mógłby ocenić rzeczywiste oddziaływanie na odbiorcę, nie jest fachowiec od okultyzmu, lecz psycholog, pedagog i literaturoznawca. A on też musiałby się oprzeć na szeroko przeprowadzanych i dobrze opracowanych testach. Przecież świadomy odbiór, a realne oddziaływanie, to dwie różne rzeczy. Dzieci pytane w wywiadach i małoletni twórcy potterowskich stron internetowych podkreślają, że najfajniejsze w "Harrym" są czary. No to mamy! Książka wprowadzającą w okultyzm! Spalić! Nieprawda – dzieciak zapytany o "Czterech pancernych i psa" nie powie, że w tym filmie najważniejsza jest prosowiecka propaganda i fałszowanie historii, lecz, że Szarik jest fajny, Janek dobrze strzela, i że chciałbym być taki silny jak Gustlik. Podobnie dziecko pytane o "Harrego" nie wymieni dydaktycznych wątków, takich jak rola czytania, kłamliwa dziennikarka, zwierciadło pragnień, czy ochronna tarcza matczynej miłości. Powie o czarach, i wtedy – hulaj dusza superkatoliccy krytycy!
Podstawowy jest problem – czy opisane zagrożenia i zarzuty, rzeczywiście odnoszą się do książek o Harrym? Czy te książki negatywnie oddziałują na młodzież? W tej dziedzinie żaden egzorcysta, choćby "rzymski" – o.Gabriel Amorth, czy polski – ks.Aleksander Posacki nie jest autorytetem.
Całą kolekcję zarzutów malujących czarny obraz twórczości Joan Rowling podaje p.Gabriele Kuby. Niestety jej broszurka jest opatrzona pozytywną notką samego kard. Ratzingera. Notka ta odnosi się do przestróg zawartych w książce p.Kuby, natomiast w żaden sposób nie rozstrzyga, czy rzeczywiście jest do nich podstawa w cyklu powieściowym Rowling.Nie sądzę, żeby obecny papież czytał Pottera. Ja czytałem i jestem przekonany, że zarzuty przeinaczają treść książek, a często są całkowicie wyssane z palca. G.Kuby nigdzie nie odpowiada na wymienione pytanie podstawowe – trzeba by napisać książkę równoległą, obalającą po kolei każdy zarzut, bo WSZYSTKIE są bzdurne. To bez sensu, ale warto skomentować kilka zarzutów najbardziej rozpowszechnionych i najczęściej powtarzanych, także poza broszurką G.Kuby:
Niektórzy widzą w Potterze niewychowawczy przykład
– Harry używa niemoralnych metod (np. kłamie) i mimo to osiąga sukces, a nauczyciele nie są wzorami moralnymi ani osobowymi. Drwiną z przestrzegania zasad miałaby być np. odrażająca postać nauczyciela Snape'a, wymagającego tych zasad przestrzegania.
Odpowiedzmy: Książka nigdzie nie sugeruje, że Harry ma być wzorem we wszystkim. Nie uważa się za nikogo wyjątkowego i jest zdumiony i przerażony widząc jak wielką estymą się cieszy i czego się po nim oczekuje. Potem, postawiony wobec konieczności, próbuje dorosnąć do swego powołania, nie bez pomyłek i świadomych zaniechań. Mówiąc językiem chrześcijańskim: Harry nie jest świętym, lecz słabym człowiekiem dobrej woli. Dopiero przy samym końcu cyklu, na drodze służenia dobru większemu od własnego, dochodzi, do decyzji poświęcenia swego życia, co jest bliskie świętości.
Czy w "Harrym" wykpiwa się nauczycieli i autorytety?
Nauczyciele są tam różni. Jedni – wspaniali, choć nie pozbawieni słabostek – jak Dumbledore, McGonagall, czy panie Pomfrey i Hooch. Drudzy – śmieszni, niekompetentni, stronniczy, złośliwi, a nawet jawnie źli – jak Lockhart, Trelawney, Snape, Umbridge. Jak w życiu. Jak w szkole. Szczególnie interesujący jest przykład pani Trelawney nauczającej wróżbiarstwa. Jest to jedyna dziedzina "czarnoksięskiej wiedzy", którą przedstawiono jako całkowitą bzdurę, nawet w tamtym fikcyjnym, czarodziejskim świecie. Trudno tu nie zauważyć świadomego przeciwstawienia się New Age, w którym astrologia odgrywa ważną rolę.
Snape jest odstręczający nie dlatego, że przestrzega zasad, ale że okazuje swoje uprzedzenia wobec uczniów, jest skrajnie złośliwy i niesprawiedliwy. A poza tym
Snape… (Nie! nie będę zdradzał treści ostatniego tomu).
Przede wszystkim jednak chciałbym zapytać, czy wychowawcze działanie książek polega na ukazywaniu posągowych, pozbawionych najmniejszych wad nauczycieli, albo nawet rodziców? Przecież to w dzisiejszym świecie jawny fałsz, który natychmiast zostanie przez czytelników odrzucony. Dodać można, że np."Pippi Langstrumpf" dużo bardziej wszelkie autorytety podważa, a w ostatnich tomach "Harrego" jedyną szansą na zwycięstwo nad złem, jest posłuszeństwo autorytetowi Dumbledore'a.
Wadą Harrego ma być też przyzwyczajanie do zła poprzez mnożenie obrzydliwości
– glizdowate roślinki, potwory, żaby, pająki. Faktycznie, jest tam sporo takich akcesoriów, ale jak ma wyglądać świat czarodziejów pozbawiony różnych tradycyjnych atrybutów? Czy mają posługiwać się mailem zamiast sowami i przyjaźnić z pekińczykami zamiast ropuch i szczurów? Poza tym, jest tam też wiele pięknych stworzeń. Centaury, jednorożce, feniks. CO oznacza jednorożec i KOGO symbolizuje feniks dla chrześcijan, koteczku?? W chrześcijańskiej symbolice jednorożec – to dziewictwo i czystość, a feniks – to symbol Chrystusa!
Wychowawcze i chrześcijańskie wartości potterowskiej sagi
Książki o Poterze są dobrze napisane i wypełnione prawdopodobnymi, "żywymi" postaciami. Myślę, że na tym oraz na uczynieniu bohaterów współczesnymi nastolatkami, polega tajemnica ich sukcesu,. Znam wiele przemądrzałych Hermion, zakompleksionych Ronów i ambitnym nieudaczników – Harrych. Nie utożsamią się oni obecnie z Panną z mokrą głową, ani z Piotrem, Łucją, Edmundem i Zuzanną z Narnijskich Opowieści. Zbyt duża zmiana obyczajów.
Literacką wadą a wychowawczą zaletą Harrego jest dydaktyzm. Właśnie to uderzyło mnie przy pierwszej lekturze, kiedy jeszcze nie istniała w Polsce żadna potteromania, ani antypotteria.
Parę przykładów:
– Rola czytania. Hermiona, a pod jej wpływem także Harry (i Ron!), poszukują rozwiązania wszelkich problemów w bibliotece. Nie w internecie. Nie na płytkach CD, ani w telewizji!
– Pozory mylą. Antypatyczny nie zawsze okaże się złym (Snape) i odwrotnie – milusi ulubieniec, może się sługa zła okazać (Parszywek). – Niebezpieczeństwo pogrążania się w marzenia – zwierciadło pragnień (Aineingarp). Iluzja nie rozwiązuje problemów. Czy nie ma tu ostrzeżenia przed narkomanią?
– Rola rodziny i matczynej miłości. Największym pragnieniem Harrego jest mieć rodzinę, a poświęcenie życia matki stanowi dla niego trwałą tarczę przed złem.
– Wartość człowieka, to dobroć, a nie umiejętności, czy moc. Jedną z najsympatyczniejszych postaci jest ciapowaty Neville Longbottom. A Dumbledore podkreśla: "Nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej, niż nasze zdolności".
– Pouczenia rozsiane w tekście. Najczęściej autorstwa Dumbledore'a. Na przykład: "Jest wiele rodzajów męstwa – dużej odwagi wymaga przeciwstawienie się wrogom, ale przynajmniej tyle samo trzeba, aby przeciwstawić się przyjaciołom"
– Archetypiczne postacie. Postacie takie jak pyszałkowaty, bogaty uczeń Malfoy, zakochany w sobie profesor Lockhart, kłamliwa i wścibska dziennikarka Rita Skeeter, tworząca opary pseudo-wiedzy nauczycielka wróżb Trelawney, zakochana w sobie, z pychy posuwająca się aż do zbrodni Umbridge są bardzo przerysowane. Jednak właśnie ta literacka słabość, jest siłą wychowawczą. Wystarczy młodemu czlowiekowi powiedzieć: mówisz jak Malfoy, albo: sądzisz, że w telewizji XYZ nie pracują Rity Skeeter? i już wszystko jest jasne. Nie trzeba żadnego skomplikowanego komentarza o istocie snobizmu czy nierzetelności dziennikarzy.
I najważniejsze – bo już nie tylko wychowawcze, ale wprost chrześcijańskie wartości.
Po pierwsze to, że zło nie jest kwestią "niezrozumienia", "nietolerancji", czy "różnych światopoglądów", ale jest realne i trzeba z nim walczyć na śmierć i życie, wszedzie, będąc dzieckiem, czy starcem. Największym zagrożeniem jest jednak nie zło zewnętrzne, ale pokusa własnego poddania się mu, szukania w nim spełnienia swoich pragnień. Rowling opisuje sugestywnie zło (Horkruksy, Śmierciożercy, Voldemort, pewien przedmiot z 7 tomu itd.), ale zawsze po to, żeby pokazać, że trzeba z nim walczyć. I to walczyć bardzo po chrześcijańsku, tzn. niezależnie od szans na zwycięstwo i nie próbując zwalczać zła złem. Szczytem tej walki jest poświęcenie swego życia przez Dumbledore'a i Harrego i decyzja na wyrzeczenie się przedmiotu, dającego władzę nad innymi, paralelna do wyrzeczenia się Pierścienia przez Froda u Tolkiena.
Rowling pisze też w ostatniej części czym jest prawdziwa nieśmiertelność duszy, w przeciwieństwie do prób osiągnięcia naturalnej nieśmiertelności przez Voldemorta (Horkruksy), którego próby przypominają praktyki scjentologów i tak samo skazane są na fiasko.
Bronić wiary
Złośliwa anegdotka mówi, że kiedyś Jezus Chrystus ukazał się malarzowi Styce. Styka rzekł – Panie! Ja Cię maluję na kolanach! Odpowiedź brzmiała: Styka! Ty mnie nie maluj na kolanach, ty Mnie maluj DOBRZE!". Warto tę anegdotkę zadedykować OBROŃCOM CHRZEŚCIJAŃSTWA. Brońcie go DOBRZE! Głupota, zaciekłość, uprzedzenia, nie służą Bogu ani Kościołowi. W książkach o Harrym jest wiele dobra, ale być może są też jakieś zagrożenia. Zamiast próbować zatrzymać falę popularności, co i tak się nie uda, lepiej zastanowić się, jak najlepiej wychowawczo wykorzystać wartości, a przed zagrożeniami chronić. Prowadziłem już kilka cykli rekolekcji dla młodzieży opartych na Harrym. Księża, którzy zwykle najpierw byli przerażeni, twierdzili po zakończeniu, że nie były one złe.