ten tekst napisałem do „Życia z kropką” po skandalu z biskupem Paetzem. Teraz jest znowu aktualny
Święty Kościół grzeszników
Okazało się, że mamy w Polsce jednego nicponia-biskupa. Nie przesądzam, może jednak udowodni swoją niewinność, jednak wydaje się to mało prawdopodobne. W oskarżeniu z „Rzeczpospolitej” padły nazwiska godnych szacunku osób. Jeśli biskupi grzech by nie był im znany, już opublikowałyby sprostowania, a Watykan nie podjąłby decyzji o zakazie sprawowania przez niego funkcji głowy diecezji.
A więc wygląda na to, że mamy biskupa – nicponia. Można by napiętnować obłudę mediów, które prześcigają się w głoszeniu równouprawnienia zboczeń, nazywając je „preferencjami”. Jednak w tym przypadku zarzut mają prawo podnieść nawet najwięksi libertyni. W sposób perfidny i uporczywy grzeszył człowiek powołany do głoszenia prawdy moralnej. Duch Święty chce poprzez Kościół pouczać świat o „grzechu, sprawiedliwości i o sądzie”. Choćby cały świat uważał walki gladiatorów za godziwą rozrywkę, homoseksualizm za rzecz preferencji, aborcję za prawo do własnego brzucha, Kościół ma obowiązek głosić prawdę o grzechu. I o tym, że Chrystusową mocą z grzechu można się wyzwolić.
Taki człowiek, jak inkryminowany biskup, jest draniem, nie dlatego że słaby i grzeszny, bo tacy jesteśmy wszyscy, ale dlatego, że przemyślnie kontynuował swe praktyki. W końcu jak każdy ksiądz rzymskokatolicki ślubował celibat. Nie potrafiąc uwolnić się od swego skrzywienia mógł, jak każdy inny, zachować czystość. Nie wiem, czy skrzywiony popęd jest silniejszy od normalnego? Jeśli zaś tego nie potrafił, to dlaczego nie zrezygnował ze swej godności? Mój dziadek zawsze powtarzał „można być świnią, ale trzeba mieć takt” – jeśli już nie potrafisz zachować się przyzwoicie ze względu na zasady, to rób to przynajmniej ze względu na innych. W paetzowym przypadku stała się rzecz okropna. Już teraz w czasie kazania widzę wypisane na niektórych twarzach: „gadaj zdrów, wiemy jacy «wy» jesteście”. Nie wiem, czego potrzeba, żeby tę stratę odrobić. Może kolejnego męczeństwa księdza? O śmierci Popiełuszki już mało kto pamięta… Niestety obecnie wrogowie Kościoła są mądrzejsi. Zrozumieli, że „krew męczenników, nasieniem nowych chrześcijan”. Raczej nie dojdzie do następnych zabójstw. Obawiam się, że za to będziemy słyszeli regularnie powtarzane, po cichu wszeptywane aluzje „oni wszyscy są tacy”. Wystarczy zestawić razem kilka relacji o księżowskich grzechach. Nikt nie pomyśli, że tych wrednych jest kilkudziesięciu, a tych normalnych – ponad 30 tysięcy. Nikt nie pomyśli o godzinach spędzonych w konfesjonale, utrudzeniu po którym człowiek chwieje się na nogach, za które „czarni zdziercy” nie dostają złamanego grosza. Nikt nie myśli o umęczeniu w szkole, gdzie lekcje religii są piątym kołem u wozu, mniej ważnym od wuefu i plastyki, lekcjach po których nauczyciel wraca do domu, a ksiądz – do pracy w parafii. Nikt też nie pamięta, że przez wiele lat księża pracowali w szkołach za darmo. Pracowali źle, dobrze – nieważne, ale proszę zaproponować przeciętnemu nauczycielowi gratisowe kilkanaście godzin tygodniowo. Nawet jeśli miałby skądinąd zapewnione utrzymanie.
Znam kilku świętych księży. Sam jestem jednym z wielu zwykłych – nieświętych, lecz wierzących i nie-tak-bardzo grzesznych. Polski Kościół powinien być lepszy, mam wobec niego wiele zarzutów. Jednak przy wszystkich zarzutach, trzeba przyznać, że moralny poziom hierarchii wielokrotnie przewyższa krajową średnią. Jako kleryk ,w czasie praktyki na parafii, przeżyłem mały szok, gdy świeżo poznany proboszcz zostawił mnie sam na sam, ze stosikiem pieniędzy z niedzielnej tacy, do przeliczenia. Nikt nie był w stanie sprawdzić wcześniej ile tych pieniędzy było. Myślę, że żaden krytyk Kościoła nie zarzuci polskim proboszczom braku dbałości o pieniądze. Nie była to więc niedbałość, lecz zaufanie. W jakiej instytucji można sobie pozwolić na takie zaufanie do „nowego pracownika”?
Zresztą nawet, gdyby księża byli tak źli, jak głoszą najbardziej oszołomscy antyklerykałowie, Kościół pozostanie święty. O świętości Kościoła nie decyduje wspaniałość jego hierarchów, lecz nieodwołalna obietnica obecności Chrystusa. W IV wieku pojawiło się ugrupowanie tzw. donatystów. Uważali oni, że dla ważności sprawowanych sakramentów konieczna jest moralna nieskazitelność kapłana. Z herezją tą walczył zacięcie jeden z największych myślicieli w historii ludzkości – św.Augustyn. Udowadniał, że Bóg w swej hojności chce dać nam pewność swego działania w Kościele. Inaczej nigdy bym nie wiedział, czy naprawdę zostałem ochrzczony, czy naprawdę otrzymałem rozgrzeszenie, czy przyjąłem Świętą Komunię, czy zwykły opłatek. Bo nikt z nas nie ma wglądu w sumienie drugiego człowieka. Nigdy nie wiem czy ksiądz, który mnie spowiada (mnie też – księża się spowiadają) jest świętym, czy grzesznikiem. Zatem nigdy bym nie wiedział, czy rzeczywiście zostałem rozgrzeszony. Ksiądz udzielający mi rozgrzeszenia, zazwyczaj jest przyzwoitym człowiekiem. Jednak nawet gdyby był najgorszym łajdakiem, w tym momencie działa przez niego Chrystus. I pewność tego działania jest Bożym darem nie dla niego, lecz dla mnie.
Tenże św.Augustyn powiedział, że „ecclesia est immaculata ex maculatis” – Kościół jest niepokalany, choć składa się z grzeszników. To wielka prawda. Jednak warto przypominać, że także „elementy składowe” Kościoła nie są aż tak grzeszne, jak to nam, obawiam się, będzie wmawiane.